Mimo prowadzenia sanoczan po pierwszych 20 minutach gry, hokeiści JKH zdołali odwrócić losy meczu, aplikując im w drugiej tercji aż pięć bramek. Ostatecznie mecz zakończył się pewną wygraną gospodarzy 6:2.

Jastrzębianie notują w ostatnim czasie rekordową passę jedenastu zwycięstw z rzędu, co jest najlepszym wynikiem na szczeblu PHL klubu znad czeskiej granicy. Starcie z beniaminkiem wydawało się być więc idealną okazją do przedłużenia tej serii. Hokeiści z Podkarpacia nie przyjechali jednak na Jastor, by wypełnić rolę chłopców do bicia. W ostatnim meczu stawili oni przecież opór Enerdze Toruń, która jest jedną z rewelacji bieżącego sezonu.
 
Zawodnicy nie zdążyli jeszcze rozsiąść się wygodnie w swoich boksach, a już z pierwszego trafienia mogli cieszyć się podopieczni Marcina Ćwikły, który na ławce trenerskiej zastępował nieobecnego z powodów osobistych Marka Ziętarę. Jesperi Viikilä precyzyjnym strzałem z nadgarstka nie dał najmniejszych szans Patrikowi Nechvátalowi, czym wprowadził gospodarzy w spore osłupienie. Mieli oni problem z zawiązaniem precyzyjnych akcji, nie pomagał im także agresywny pressing wywierany przez przyjezdnych. Przełamanie nastąpiło, kiedy to hokeiści JKH stanęli przed pierwszą szansą w liczebnej przewadze. Jiří Klimíček zachował zimną krew w podbramkowym zamieszaniu, doprowadzając do wyrównania. Jastrzębianie w niemałych opałach znaleźli się, kiedy to w krótkim odstępie czasu na ławkę kar powędrowali Patryk Pelaczyk i Roman Rác, prokurując półtorej minuty gry 5 na 3. Sanoczanie nie zmarnowali tej wybornej okazji, a trafienie Eetu Elo, który potężnie huknął z klepy, umieszczając krążek w bramce, zapowiadało wiele emocji po jakże niespodziewanym rezultacie po pierwszych 20 minutach gry.
 
Początek drugiej odsłony przypominał małe trzęsienie ziemi. Ciężka praca STS-u została zaprzepaszczona w zaledwie 71 sekund. Najpierw Kamil Górny skorzystał z dogrania Radosława Sawickiego, a chwilę później Kamil Wałęga w techniczny sposób pokonał Patrika Spěšný’ego. Ten moment ustawił spotkanie, dając faworytom ogromną przewagę psychiczną. Przyjezdni nie był w stanie podnieść się po takim ciosie i do końca spotkania z goli cieszyli się tylko hokeiści JKH. Jiří Klimíček ukłuł po raz drugi, wieńcząc kombinacyjną akcję strzałem między parkanami sanockiego golkipera. Przy piątym trafieniu Jan Sołtys z bliska nie pozostawił złudzeń czeskiemu bramkarzowi. Szósta i, jak się okazało, ostatnia bramka padła natomiast łupem wychowanka STS-u, Radosława Sawickiego, który sprytnie przekierował strzał Mateusza Bryka wprost do siatki bramki.
 
Tylko najwięksi optymiści mogli więc liczyć, że sanoczanie zdołają powrócić do gry w ostatniej tercji spotkania. Pewny trzech punktów był także trener Róbert Kaláber, który dał szansę pokazania się Davidowi Markowi. Jastrzębianie aż do samego końca bezpiecznie kontrolowali przebieg gry, a hokeistom z Sanoka ewidentnie brakowało „pary”, która pozwoliłaby im jeszcze powalczyć o dobry rezultat.
 
Już w piątek obydwie drużyny czekają ostatnie mecze przed reprezentacyjno-świąteczną przerwą. Liderzy z Jastrzębia-Zdroju podejmą u siebie niezwykle groźną w ostatnim czasie katowicką GieKSę, na którą dziś patent znaleźli hokeiści Unii Oświęcim. Sanoczanie powalczą natomiast o trzy punkty z Zagłębiem Sosnowiec, które urwało jedno „oczko” KH Enerdze Toruń. W najbliższym czasie nie będą mogli oni skorzystać z usług Eemeliego Piippo, który doznał dzisiaj groźnie wyglądającego urazu ręki.
 
Po meczu powiedział:
 
Jiří Klimíček, obrońca JKH GKS Jastrzębie: – Pierwsza tercja nie była dobra w naszym wykonaniu. Zbyt łatwo wpuszczaliśmy przeciwnika do naszej tercji. Chcieliśmy grać aktywnie, ale bez powodzenia. Ustępowaliśmy na lodzie, straciliśmy dwa gole po czterech groźnych strzałach. Po pierwszej tercji w szatni powiedzieliśmy sobie, że musimy zagrać lepiej; że to nie nasza gra. W drugiej odsłonie zagraliśmy swoje, byliśmy aktywni, atakowaliśmy przeciwnika  i rozstrzygnęliśmy wynik meczu. W trzeciej tercji nie było z naszej strony zbędnych kombinacji, choć dziś mogło paść z naszej strony więcej bramek.
 
Marek Strzyżowski, napastnik STS-u Sanok: – W pierwszej tercji, póki mieliśmy jeszcze dosyć siły, przeciwstawiliśmy się jastrzębianom. Później było coraz gorzej, zagraliśmy słabą drugą tercję. Myślę, że pierwsza odsłona kosztowała nas wiele energii. Musieliśmy naprawdę się postarać, by dowieźć do przerwy 2:1. Później Jastrzębie zaatakowało o wiele mocniej, opadliśmy z sił, zabrakło koncentracji. Przegraliśmy decydującą tercję 0:5. Trzecia tercja zakończyła się bezbramkowym remisem, więc myślę, że nie było najgorzej. Przegraliśmy mecz w drugiej tercji.
 
JKH GKS Jastrzębie – Ciarko STS Sanok 6:2 (1:2, 5:0, 0:0)
0:1 – Jesperi Viikilä – Riku Sihvonen, Kamil Olearczyk (1:04),
1:1 – Jiří Klimíček – Kamil Wróbel, Marek Hovorka (9:14, 5/4),
1:2 – Eetu Elo – Bogusław Rąpała, Mateusz Wilusz (18:05, 5/3),
2:2 – Kamil Górny – Radosław Sawicki (20:20),
3:2 – Kamil Wałęga – Jan Sołtys (21:11),
4:2 – Jiří Klimíček – Kamil Wróbel, Marek Hovorka (25:03),
5:2 – Jan Sołtys – Marek Hovorka, Jiří Klimíček (33:06),
6:2 – Radosław Sawicki – Mateusz Bryk, Kamil Górny (37:39, 5/4).
 
Sędziowali: Krzysztof Kozłowski, Wojciech Wrycza (główni) – Maciej Byczkowski, Grzegorz Cytawa (liniowi).
Minuty karne: 10 (w tym 2 minuty kary technicznej za nadmierną liczbę graczy na lodzie) – 14.
Strzały: 57-26 (19-11, 22-7, 16-8). 
Widzów: mecz rozgrywany bez udziału publiczności.
 
JKH GKS: Nechvátal (od 40:01 Marek) – Bryk, Górny; Sawicki, Rác (4), Kasperlík – Klimíček, Ševčenko; Wróbel, Hovorka, Phillips – Jass, Horzelski; Paś, Wałęga, Sołtys – Gimiński, Kostek; Pelaczyk (2), R. Nalewajka (2), Ł. Nalewajka.
Trener: Róbert Kaláber.
 
Ciarko STS: Spěšný – Olearczyk, Rąpała (2); Strzyżowski, Wilusz (2), Bielec (2) – Kamieniu, Piippo; Elo (2), Viikilä, Sihvonen – Demkowicz (2), Biłas; Bukowski, Witan, Filipek – Glazer (2), Florczak; Skokan (2), Ginda, Dobosz.
Trener: Marcin Ćwikła.